Jęczy i turla się w kierunku niewiadomym

Wielu z nas lubi podróżować, poznawać nowe miejsca, osoby, potrawy itp. analogicznie rzecz ma się z książkami jeśli tylko nie mamy nic przeciwko oddaniu się lekturze.
Ja nie mam.
Chętnie oddam się jednemu jak i drugiemu. 
Byle w rozsądnej cenie.
Wiadomo jednak, że w obu przypadkach pojawiać się mogą opóźnienia, zwykle działające nam na nerwy, a czasem okazujące się całkiem dobrym rozwiązaniem, jak w przypadku ,,Dziewczyny z pociągu"  Pauli Hawkins.

Jednak najpierw fabuła:


Rachel każdego ranka dojeżdża do pracy tym samym pociągiem. Wie, że pociąg zawsze zatrzymuje się przed tym samym semaforem, dokładnie naprzeciwko szeregu domów.


Zaczyna się jej nawet wydawać, że zna ludzi, którzy mieszkają w jednym z nich. Uważa, że prowadzą doskonałe życie. Gdyby tylko mogła być tak szczęśliwa jak oni.



I nagle widzi coś wstrząsającego. Widzi tylko przez chwilę, bo pociąg rusza, ale to wystarcza.



Wszystko się zmienia. Rachel ma teraz okazję stać się częścią życia ludzi, których widywała jedynie z daleka. Teraz się przekonają, że jest kimś więcej niż tylko dziewczyną z pociągu.



NAJSZYBCIEJ SPRZEDAJĄCY SIĘ DEBIUT DLA DOROSŁYCH W HISTORII BRYTYJSKIEGO RYNKU.



CO 6 SEKUND KTOŚ W STANACH ZJEDNOCZONYCH KUPUJE TĘ KSIĄŻKĘ.



MILIONY EGZEMPLARZY SPRZEDANYCH NA CAŁYM ŚWIECIE.



POWIEŚĆ UKAŻE SIĘ W 44 KRAJACH.

Mam świadomość, że temat tej prozy przewałkowano już na milion możliwych sposobów, tak samo jak filmu (boję się go obejrzeć) ale, skoro w końcu udało mi się dokopać w kolejce do tej książki i ją przeczytać, postanowiłem nie przechodzić obok tego obojętnie.
Chociażby ze względu na słabość.
Nie, nie moją -  fabuły.
 Owszem, można się przyczepić, że skoro czytam po kilka książek miesięcznie, zwykle jedna po drugiej, to nie koniecznie muszę pamiętać fabułę czy mieć miarodajną ocenę skoro wcześniej mogłem przeczytać coś genialnego, a potem inną dobrą książkę, która na tle poprzedniej zwyczajnie wypadła słabo.
Ale nie. 
Znam siebie te kilka lat  i staram się oddzielać lektury od siebie. Podobnie jak sędzia potraw i alkoholi, mający wydać obiektywną decyzję.
Tutaj nie było thrillera. 
Mimo bogatego opisu blurbów Kinga, Gerritsen i zapewnień, że co sekundę kupuje ją jakiś Amerykanin, w tle, podczas czytania, słyszałem fragmenty 12 groszy Kazika o sypiącej się Ameryce. 
W tym przypadku fraza okazała się wróżbą.
Główna bohaterka wyłącznie piła, bełkotała coś swojemu byłem przez telefon, obiecywała przyjaciółce, że się poprawi, udawała, że ma pracę i jeździła pociągiem.
Chwilami miałem wrażenie jakby Polsat postanowił wydać w formie książkowej scenariusze ,,Trudnych spraw" albo innych ,,Pamiętników z wakacji".
Główna intryga, cytując klasyczkę - stawała się ,,trochę bledsza, trochę śpiąca. Widać można żyć bez powietrza.". Szczególnie wtedy, gdy pisze się thriller. Po co tam komu napięcie? Sensacja? Ciekawe wątki?
Ot, zbyteczne zabiegi.
Dlatego nie żałuję, że nie uległem pierwszej czy nawet kilku kolejnym falom fascynacji tym tytułem, a po całym krzyku poszedłem do Biedronki i wydałem 10 zamiast 40 zł. Boli, ale zdecydowanie mniej. Na szczęście film na jej podstawie, będzie można zobaczyć za darmo. 


Komentarze

  1. Ja widziałam tylko film i właściwie mi to absolutnie wystarczy. Nie kupiła mnie sama idea tej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wyłącznie przeczytałem książkę i teoretycznie miałem ochotę zobaczyć film, ale przeczytałem na jego temat, tak dużo negatywnych komentarzy, że raczej pozwolę sobie na jego pominięcie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty