Moda na retro?

Huczna impreza?  Jak zwykle mile widziana, przynajmniej przy szczególnych okazjach. A co może być lepszym powodem niż rocznice? Do tego okrągłe i dotyczące światowej sławy dramaturga, poety i aktora. Nic, tylko gotować bigos, wyjmować kompoty z piwnicy, przelewać bimber.
Party.
Przaśnie? Jednak nie. Nawet  my nie obchodzimy, aż tak ekstremalnie, rocznic związanych z naszymi autorami (Herbert doczekał się dwutomowej biografii). 
Co dopiero reszta świata. 
Dlatego też, w 2016 roku, chcąc upamiętnić 400. rocznicę śmierci Williama Shakespeare'a  zorganizowano projekt mający na celu odświeżenie najbardziej znanych dzieł twórcy oraz uwspółcześnienie ich obrazu. Z tego powodu brytyjski wydawca Hogarth Press zaprosił do współpracy bestsellerowych pisarzy, którzy podjęli się tego wyzwania. 
W Polsce całość ukazała się jako Projekt Szekspir  nakładem wydawnictwa Dolnośląskiego.
Jednym z zaproszonych autorów okazał się Jo Nesbo, który podjął się odświeżenia ,,Macbetha".
Zatem zerknijmy na opis:

Lata 70', skorumpowane miasto pełne przestępców. Macbeth, jeden z niewielu nieprzekupnych policjantów, jest dowódcą jednostki specjalnej. Po niebezpiecznej akcji przeciwko handlarzom narkotyków zaczyna piąć się po szczeblach kariery. Wspiera go Lady, piękna i wpływowa właścicielka kasyna. Mężczyzna w młodości zmagał się z problemem narkotykowym, ale uzależnienie od władzy okazuje się znacznie bardziej niebezpieczne… 

I trzeba przyznać, że w odniesieniu do oryginału brzmi i komponuje się to zdecydowanie lepiej. Wiadomo porównywanie ze sobą sztuki teatralnej oraz powieści nie jest adekwatne, choć w tym przypadku można sobie na to pozwolić. W końcu dotyczy to tego samego utworu, a nie wariacji do szekspirowskiej wersji. Jedynie przeniesienia fabuły w bliższe czytelnikowi czasy.
Kto inny, niż Nesbo potrafiłby poradzić sobie z opowieścią o korupcji, morderstwie, władzy, zachłanności? Dodatkowo w oryginale pada, w jednym zdaniu, wzmianka o Norwegii, także nie było konkurencji.
Ale do rzeczy.
Dzięki wydłużeniu całości z 75 stron pierwotnej wersji, do ponad 400 uwspółcześnionej, dostajemy zdecydowanie więcej, jeśli chodzi o same postaci. Nie tylko główne, ale też drugoplanowe. Właściwie wszystkie.
Chociażby Sweno i Hekate, którzy u angielskiego dramaturga byli tylko wzmiankami (ten drugi dostał do wypowiedzenia całe dwie kwestie), u Nesbo są ważnymi punktami fabuły. Owszem w poznawaniu Sweno nadal opieramy się raczej o opisy i punkty charakterystyczne (szabla), ale i tak jest to więcej, niż jedno zdanie.
Hekate ma zdecydowanie szersze pole do popisu. Jako narkotykowy boss oraz nieoficjalny władca miasta, bardzo wyraźnie prezentuje swoją nonszalancję, pewność siebie, prawie ocieranie się o nieśmiertelność. Choć trudno było poczuć do niego coś w rodzaju antypatii.
Inaczej, niż do Lady. Ta, w nowej wersji, ma zdecydowanie więcej do powiedzenia. Właścicielka kasyna nastawionego na zamożnego klienta budziła we mnie odrazę swoją rosnącą zachłannością nieustannie przelewaną na Macbetha.
Ten wydawał się bardziej zagubiony i działający pod wpływem swojej ukochanej oraz nieustannie przyjmowanych narkotyków. Jakby nastąpiło odwrócenie cech obu postaci. U Szekspira, to Lady wydawała się mi bardziej zgubiona, a Makbeth pewny i uparcie dążący do celu. Nesbo daje nam zupełnie inne podejście.
Wprowadza też postać lokaja (krupiera). Jednego z pracowników kasyna. Tę postać trzeba po prostu poznać przy lekturze. Nie da się oddać wrażenia, jakie powstaje, gdy dowiadujemy się, kim jest on na prawdę.
Ważne są też detale.
Zabawy sztyletami głównego bohatera, bardzo dobre dla fabuły wprowadzenie dwóch kasyn, pracujące dla Hekate narkomanki mające regularnie dostarczać Makbethowi miksturę. Kto by dzisiaj uwierzył w czarownice i jakieś wizje bez narkotyków?
Trzy gadające staruchy z dziwnymi przemyśleniami? Nie, nie ma mowy. Szczególnie, że akcja toczy się gdzieś w Anglii, a nie Toruniu.
Jednak, mimo bogactwa charakterów oraz detali (fajny motyw kropli deszczu zaczynający i kończący powieść), ma  się wrażenie ciężkości czytania. Owszem, tylko czasami.
Ale jednak.    
Może jest to spowodowane tym, iż jak wspominał Nesbo w Norwegii nie przerabia się w szkołach Szekspira i poznał jego teksty dopiero przy pracy nad projektem, a także oglądając film Polańskiego. A może samym faktem potrzeby przeniesienia fabuły 1:1 bez możliwości improwizacji. Jednak pisarz potrzebuje swobody.
Mimo wszystko, to nawet dobry prezent na rocznicę. Zawsze przecież mogli dać mu skarpetki.


    

 

Komentarze

Popularne posty