Władek też jest zdziwiony.

Jasne, można lubić konkretne gatunki literackie, autorów, styl, nawet wydawnictwa. Można też kierować w tym kierunku antypatię. Produkt popkultury jest dostępny dla ogółu i z góry wystawiony na ocenę oraz opinię odbiorców.
Naturalny efekt.
Stworzyłeś, upubliczniłeś, oceniaj. (Żeby nie było, nie bawię się w współczesnego Cezara. :p).Choć jako odbiorca kultury masowej mam przypisane prawo do zajęcia loży i leniwego podnoszenia lub opuszczania kciuka.
Kto bogatemu zabroni? 
Jednak czy można odbierać książkę w którymś z kontekstów tylko dlatego, że nie lubi się umieszczonego w niej przedmiotu w życiu prywatnym? Czy nie przepada się za miastem, w którym autor postanowił umieścić swoją fabułę?
Widać można.
Przynajmniej odwołując się do pewnego wpisu z innego bloga.
Ale po kolei. 
Przede wszystkim dziwi mnie pisanie recenzji klasyki - ,,Mistrza i Małgorzaty", ,,Kordiana", ,,Cierpień młodego Wertera" czy ,,Ziemi obiecanej", gdyż o niej tu mowa. Wszyscy znają te książki, przerabiali je w szkole, widzieli filmy na ich podstawie, być może sztuki teatralne, czytali opracowania. 
Wszystko już było.
Choć może jest jeszcze ktoś, kto nie czytał jakieś pozycji z kanonu lektur czy tych uważanych za tzw. ,,literaturę piękną". Wtedy jest to nisza, która broni swojej racji i okazuje się przydatna dla określonej grupy odbiorców. Jednak przy dużej liczbie pojawiających się na rynku nowości wydawniczych, raczej nie jest w pierwszej dziesiątce zainteresowań.
Jednak ok. Ma swoje zalety.
Dwa, to kwestia oceny książki za lokalizację fabuły.
A tą okazała się Łódź. Przez co autor blogowego wpisu negatywnie odebrał całość, gdyż jak stwierdził nie znosi tego miasta. Fajnie, prywatne preferencje. Nie ma problemu.
Tylko po co zabierać się w tym przypadku za lekturę ,,Ziemi obiecanej"? Powieści, której akcja docelowo toczy się w tym mieście i jest to zaznaczone w opisach książki, opracowaniach, nawet takiemu Wajdzie (wiadomo, kto interesowałby się kinem niszowym) zdarzyło się nakręcić na bazie prozy Reymonta, film i to do tego bezczelnie w tym mieście w którym faktycznie toczy się fabuła. 
Wchodząc na stronę FilmPolski.pl  otrzymujemy dokładnie wymienione lokalizacje, które służyły filmowcom w Łodzi: 
Księży Młyn, ul. Moniuszki, park Źródliska, kino "Polonia", pałac Scheiblera na Placu Zwycięstwa (obecne Muzeum Kinematografii), fabryka i pałac Poznańskiego przy ul. Ogrodowej, fabryka Scheiblera ("Uniontex") przy ul. Tymienieckiego, Pałac Poznańskiego (dzisiejszy budynek Akademii Muzycznej) przy ul. Gdańskiej 32).

Pomijając już to, że powieść została wydana 1899 r.  Pod koniec XIX wieku, więc chyba każdy kto po nią sięgał lub wyrażał nią zainteresowanie, zdążył zorientować się o czym, mniej więcej jest fabuła i gdzie została ulokowana.
Miała na to plus minus 119 lat.
  Dlatego skoro nie lubi się jakiejś miejscowości czy wręcz nienawidzi, po prostu nie sięga się po książkę, której akcja dzieje się w tej właśnie lokalizacji i nie ma potem o to pretensji do autora. 
Równie dobrze można zacząć ścigać Roberta Małeckiego za lokowanie wątków w Toruniu czy Marka Krajewskiego za Wrocław. Tylko gdzie niby mieliby oni przenieść tę akcję?
Bydgoszcz - weź zapomnij. 
Może głębiej na Śląsk - no co ty, bez przesady.
Do Berlina? Ale to Niemcy.
Także tak, możemy bawić się bez końca. 
Ciekawe czy ów recenzent reaguje podobnie na przedmioty, zwierzęta czy pory roku, których prywatnie nie toleruje?
Jeśli nie lubi zimy, to ,,Królowa Śniegu" może mieć solidnie przerąbane.
W przypadku nietolerowania psów, biedaczek może już nigdy nie pojechać koleją.
Trzy, to brak jednoznacznie dobrych postaci.
Właściwie mógłbym to tak zostawić. Po co się nad tym znęcać? 
Ale skoro już zacząłem.
Mam wrażenie, że większość czytelników (przynajmniej ja sam tego oczekuję) liczy na rozbudowanych bohaterów powieści. Takich, którzy pociągną wątek, sprawią, że będziemy ich uwielbiali lub nienawidzili, ale z pewną dozą niepewności. Czy na pewno słusznie?
Wielowarstwowość postaci, ich złożone charaktery, temu właśnie mają służyć. Wzbudzać zainteresowanie. Pokazanie kogoś tylko po jasnej lub ciemnej stronie mocy tylko zabije powieść, wywoła płacz za wydanymi bez sensu pieniędzmi, rozważaniem kto i po co coś takiego wydał?
Współczesny czytelnik oczekuje raczej prowadzenia przez labirynty fabuły czy skomplikowane postaci, a nie przewertowanie wszystkiego od deski do deski, gdzie od początku będzie wiadomo, że postać A jest dobra, a postać B zła i one ze sobą walczą.
Tego nie dało by się przetrawić.  



Link do wpisu o ,,Ziemi obiecanej" - http://oczytany.eu/ziemia-obiecana-wladyslaw-reymont/



Komentarze

  1. Nie wyobrażam sobie nie lubić książki ze względu na niechęć do miejsca, w którym umiejscowiona jest akcja. Znaczy, jeżeli wiadomo, że bohaterowie przebywają w słonecznej Italii, a ja nie znoszę tego kraju i nie interesuje mnie on pod żadnym względem, to po prostu po książkę nie sięgnę, zamiast tego chwytając w ręce pozycję z literatury skandynawskiej. Natomiast jeśli już książkę czytam, to fakt tego, że dzieje się tu a tu ma najmniejsze znaczenie w jej ocenie.
    Wydaje mi się jednak, że autorowi tamtej recenzji chodziło raczej o to, że nie podobała mu się nie tyle Łódź sama w sobie, ile jej obraz jako industrialnego, ponurego miejsca. Choć mogę się mylić.
    Co do bohaterów, to przyznaję, że dla mnie ważne jest to, by byli kimś, kogo jestem w stanie polubić. Nie mówię tu o byciu postacią pozytywną czy negatywną. Chodzi mi o to coś, co sprawia, że nawet do największego skurwiela czuję słabość i zależy mi na jego losie (a nawet na śmierci, niech będzie, ważne, że zależy!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie to samo. Jeśli nie lubię jakiegoś miasta, kraju czy czegokolwiek, a właśnie w tej lokalizacji miałby się toczyć akcja książki czy dotyczyć zagadnienia, którego nie toleruję, po prostu je omijam. Czytanie ma być przyjemne, a nie robione za karę, bo wypada coś znać. W przypadku recenzji, mam wrażenie, że chodziło o oba aspekty. Zarówno obraz miasta industrialnego jaki to o obecnym wizerunku i (chyba) niechęć do całokształtu. Tak, postać musi mieć wyraz, miszmasz cech, nie tylko jedną cz dwie konkretne, ponieważ wtedy czytanie traci sens. Muszę czuć, że kogoś lubię bądź nie i wiedzieć za co. a nawet jeśli faktycznie przez jakąś część fabuły postać będzie ideałem, ale z zaskoczenia zacznie się zmieniać, to mnie to wyłącznie zaintryguje, a nie zniechęci.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty